Jaka jest najtrudniejsza pozycja medytacyjna?

I jaka pozycja stanowi największe wyzwanie dla uczestników praktyk mindfulness, kursu MBSR?

Być może pierwsze, co przychodzi nam do głowy to pozycja siedząca w kwiecie lotosu z utrzymaniem przez wiele minut prostego kręgosłupa podczas praktyki albo np. pozycja drzewa, gdy próbujemy utrzymać równowagę na jednej nodze i wciąż się chwiejemy? Albo jeszcze inna, bardziej wymyślna?

Jednak nie. Pozycja, która często stanowi trudność i wywołuje sporo pytań, to pozycja leżąca na wznak (savasana, czyt. pozycja martwego ciała). W tej pozycji bardzo często praktykujemy skanowanie ciała (bodcy scan). A właściwie rzecz ujmując, to to, co stanowi największe wyzwanie, to nie sama pozycja leżąca, ale czas jaki w niej spędzamy w czasie praktyki, czyli około 40 minut. Choć wydaje się to może absurdalne to tak właśnie jest. „Wyleżeć” na wznak 40 minut to spore wyzwanie. Dlaczego tak jest?

Najczęściej dlatego, że pozycja leżąca dla naszego ciała i umysłu to sygnał do snu, do drzemki. A medytacja nie jest śnieniem. A jednak często zdarza nam się zdarza, zwłaszcza na początki naszej drogi medytacyjnej, usnąć, a to z kolei zaczyna nas frustrować, bo przecież nie taki był cel, nie po to się kładliśmy. Medytacja bowiem jest pełnią świadomości, a podczas snu jej nie mamy.

Inna trudność, jaka pojawia się podczas praktyki na leżąco to czas jej trwania. Nie możemy się często pogodzić z tym, że mamy leżeć bezczynnie przez 40 minut. Leżeć bez celu wydaje się być absurdalne. Większość bowiem naszych codziennych czynności, wydaje się, że musi być robieniem, a nie nicnierobieniem. Nie robić nic i nie czuć z tego powodu frustracji to wielki luksus dzisiejszych czasów.

Kolejne wyzwanie, które się pojawia się podczas praktyki to niewygodne emocje. Zaczynamy się niecierpliwić, bywa, że czujemy irytację, złość, że mamy tak długo leżeć bezczynnie, a przecież jest tyle ważniejszych rzeczy do zrobienia (obowiązków, czy przyjemności). Pojawiają się w nas pytania, po co tak długo, czy nie da się odbyć tej praktyki krócej? Nasz umysł jest bowiem przyzwyczajony do coraz to nowszych bodźców i produktów instat (nawet tych rozwojowych). Chcemy szybko, krótko i efektywnie. A praktyki mindfulness właśnie tego nas oduczają. Uczą nas z kolei, że można w swej codzienności robić mniej, nabywać mniej, oglądać mniej (przetwarzać mniej obrazów) i być szczęśliwym, a na pewno bardziej spokojnym. Aby umieć po to sięgać i żyć w ten sposób musimy oduczyć nasz mózg automatycznych, nawykowych reakcji. Jest to możliwe dzięki medytacji.

A co jest najbardziej niezwykłego jeśli chodzi o tę pozycję? To, że mniej więcej w połowie kursu, gdy mamy już za sobą kilka spotkań medytacyjnych oraz kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin różnych rodzajów praktyk za sobą, rozumiemy sens tej pozycji i praktyki skanowania ciała i chcemy więcej i więcej. To czego domaga się nasze ciało i umysł, to nicnierobienie. Już umiemy podarować sobie ten luksus… A na pewno jest to nieco prostsze.