- Na pierwszym zdjęciu …. zauważony kilka dni temu w second hand.
- Na drugim zdjęciu nr 39 (rzeczywisty mojego 12-sto latka).
Nie tęsknię za pierwszym. To był wymagający, trudny czas pod wieloma względami. Między innymi, dlatego, że musiałam między bajki włożyć hasło: śpi, jak niemowlę. I wiele innych haseł cięższego kalibru.
A jednak, gdy widzę małe stopy, małe buty w wózkach i na zdjęciach to one nadal wywołują we mnie tkliwość, jakieś rozrzewnienie. W tej małej stopie kryje się jakby cały potencjał możliwości świata…. Jeszcze tyle do zrobienia, do zobaczenia, do wydeptania własnych ścieżek. Nie zmąconych zakazami, oczekiwaniami, przymiotami…
Gdybym wtedy, w czasie z pierwszego zdjęcia znała…. mindfulness, przeszłabym przez ten czas zdecydowanie pełniej z moim dzieckiem. Być może spokojniej, lżej. To się nie wróci. Trochę żal. Na szczęście medytacja mindfulness pojawiła się, „spadła, jak z nieba”, wiele lat temu. A właściwie nie spadła . Po prostu po nią wyciągnęłam ręce z bezsilności.
Dziś mimo nastrojów, emocjonalnych burz, zawirowań w szkole, idę z moim nastolatkiem najpełniej jak się da. Mimo jego i mojej nieidealności, bywa doskonale.
Czuję pełnię. Pokorę, szacunek, miłość. Czasami frustrację, osłabienie, niemoc. Ale wiem, że mam w sobie przewodnika. Zaufanie do siebie. Intuicję. W dużej mierze, dzięki temu, że praktykuję uważność. Na to nigdy nie jest za późno
Uważność pozwala być i nie przegapić chwil, z których zbudowany jest każdy nasz dzień i które nie wrócą.